Dobrzyca, Dbriza, Sbritze, Zbrycza, Szpryca, Zbrzyca

Separator

 

Czy rzeka mówi? Z pewnością szumi, szemrze, przelewa się przez kamienie, tarmosi trzciny, dźwięczy. Ale czy mówi? Czy chce zdradzić swoją opowieść. Jakie było jaj dzieciństwo, jak dorastała, wylewała, schła? Żyła od tysięcy lat, w tym samym domu, w tym samym korycie. Co by wspominała gdyby ją zapytać? Czy pamięta cofający się lodowiec, odsłaniający zwały kamieni, żwiru i piachu, wyrzynający jej kolebkę. A potem tysiące lat spokoju. Rodzące i umierające na przemian lasy. Pochylające się nad jej nurtem spragnione zwierzęta. Tnące bystrza pstrągi i pełznące dnem raki.

Jak wspomina pierwszych ludzi? Tych polujących na renifery, żyjących w zamarzniętej tundrze 4,5 tysiąca lat przed naszą erą. Czy pamięta twarz dziewczyny o jasnych oczach? Siadała nad brzegiem czesząc długie włosy. Przybyła 3000 lat temu wraz z pierwszymi plemionami kultury łużyckiej. Patrzyła na płynącą wodę i nuciła. Potem przyszli Goci, już w naszej erze. Rzeka słuchała nowej mowy. Przybysze z północy mieszkali nieopodal w drewnianym grodzie. Polowali, łowili ryby, używali żelaza.

Rzeka płynęła, a czas wraz z nią. Woda zamarzała, by topnieć na nowo, i tak przez stulecia. Pewnej wiosny usłyszała dźwięki toporów i powalanych drzew. Budowano pierwszą karczmę nad jej brzegiem. Był rok 1350. Kontrakt na założenie karczmy wystawił komtur krzyżacki Konrad Vullekop dla karczmarza Ehesslaima. Od tego czasu jej nurt niezmiennie przecinały koła ciężkich wozów i kopyta bydła prowadzonego na targi. Konie parskały, rozchlapywały wodę, poiły się. Rzeka już nie zaznawała spokoju. Brud był częścią Drogi Kaszubskiej w kierunku Morza Bałtyckiego. Nie raz w lustrze wody odbijały się białe płaszcze z czarnym krzyżem rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie.

Pewnej nocy 1433 roku po nurcie rzeki położyły się blaski ognia. Płonęła karczma. Trzaski pożaru zagłuszały szum wody, rżenie koni i komendy dowodzących. Przechodziły wojska husycko-polskie. Szły na Nową Marchię i Pomorze Gdańskie. Szły spustoszyć ziemie Zakonu Krzyżackiego.

Potem nadciągnął Potop. Tym razem odgłosy maszerującej armii zbliżały się z północy. Ta była bardziej kolorowa. Mieniły się w nurcie barwne flagi regimentów szwedzkiego wojska. Bezpardonowo przetoczyły się przez brody. Piechota, dragonia i rajtaria rozdeptały częściowo skutą lodem rzekę by dotrzeć do Chojnic i zetrzeć się z armią polską pod Stefanem Czarnieckim. Był rok 1657.

Czas leczył rany. Rzeka przytulała coraz to nowe siedliska , wsie i osady leśne. Mijały dziesięciolecia. Teraz rzeka rozpoznawała dwie mowy: niemiecką i kaszubską. Ludzie żyli w zgodzie i spokoju, czasami i Niemcy i Polacy w jeden bliźniaczej chałupie. Wspólnie celebrowali święta sąsiadów zza ściany, katolickie i protestanckie. Wspólnie korzystali z dobrodziejstw rzeki. Aż nastał 14 rok XX stulecia. Synowie niemieccy i kaszubscy wypatrywali powołań, szli na wojnę. Wielu po raz ostatni patrzyło na płynącą wodę. Traktat Wersalski przyniósł pokoju. Nad rzeką pozostali Polacy. Niemców przeniesiono parę kilometrów dalej za nową granicę. Rzeka poczuła się ponownie Polką. Nie na długo.

Nadszedł wrzesień 1939 roku. Na mostach i przy brodach pojawiły się zielone mundury Wermachtu. Zachrzęściły gąsienice czołgów, koła wozów pancernych zarywały wątłe mostki. Mieszkańców wsi wysiedlono. Niemcy szykowali poligon SS-Truppenübungsplatz Westpreußen Bruss gdzie próbowano odtworzyć 15 Dywizję rozbitą na froncie wschodnim w skład, której wchodzili przede wszystkim żołnierze łotewscy. Dzień należał do okupantów, nocą pojawiał się ruch oporu, partyzanci Gryfa Pomorskiego...

Stoję na mostku we wsi Kaszuba, przy drewnianym młynie, nieopodal miejsca gdzie od husyckiego zarzewia spłonęła pierwsza z tutejszych karczm. Patrzę na Zbrzycę toczącą się w kierunku Rolbika, Widna, Laski i wsłuchuję w głosy rzeki. Czy rzeczywiście coś mówi, snuje opowieść, szepcze swoje wspomnienia. JEDNA MAŁA RZEKA, TYLE TAJEMNIC, TYLE HISTORII.